W kolejnych odcinkach cyklu „Wałbrzych Jest Kobietą" prezentujemy wałbrzyszanki, które mają wpływ na rzeczywistość i mogą być inspiracją dla innych kobiet. Dziś reprezentantki organizacji pozarządowych: Mariola Kruszyńska, prezeska Fundacji Edukacji Europejskiej, i Jolanta Ceran, prezeska Stowarzyszenia Dzieci i Rodzin Zasadniczej Szkoły Zawodowej Specjalnej w Wałbrzychu.
Najbardziej widoczny sukces? – Zbudowaliśmy wieżę widokową na Trójgarbie – widać ją z różnych miejsc, a wraz z nią szlak turystyczny Ekomuzeum – uśmiecha się Mariola Kruszyńska, prezeska Fundacji Edukacji Europejskiej, prywatnie pasjonatka Wałbrzycha i okolic, przyrody i chodzenia po górach.
Wspólnie z gminami Czarny Bór i Stare Bogaczowice, partnerami projektu, pozyskali na to prawie 1,5 mln złotych ze środków unijnych.
Fundacja jest też inicjatorką utworzenia Lokalnej Organizacji Turystycznej „Aglomeracja Wałbrzyska". Powstała na bazie Partnerstwa Tajemniczy Trójkąt, do którego na początku należały trzy gminy: Głuszyca, Jedlina-Zdrój i Walim. Dzisiaj do LOT należy ponad 20 podmiotów z obszaru aglomeracji.
– Współpracujemy i od 11 lat zarządzamy Funduszem Toyoty, to dla nas bardzo prestiżowa współpraca. Pod hasłem „dobre pomysły zmieniają nasz świat" przyznajemy dotacje na wybrane lokalne inicjatywy, wspólnie z Fabryką Toyoty w Wałbrzychu i w Jelczu Laskowicach – opowiada prezeska.
Powstają ścieżki i ogrody edukacyjne, ogródki warzywne czy zielarskie, „hotele" dla owadów, ścieżki zdrowia, obiekty sportowe i rekreacyjne, doświadczalne miniparki nauki. – Od 2011 roku realizowaliśmy już kilkadziesiąt projektów o łącznej wartości 1,5 mln zł. Różne instytucje – organizacje czy szkoły otrzymały z funduszu ponad 800 tys. zł – wylicza Kruszyńska.
W ostatnich 10 latach jej fundacja, wspólnie z gminą, utworzyła też w Wałbrzychu cztery żłobki, to łącznie 380 nowych miejsc dla dzieci. – Pisaliśmy projekty i pozyskaliśmy prawie 12 mln zł z funduszy unijnych. Dzięki temu Wałbrzych stał się miastem, w którym tych miejsc opieki żłobkowej nie brakuje, spełniają zapotrzebowanie – mówi prezeska fundacji. Co istotne, żłobki funkcjonują jako samorządowe, a opłaty w nich są znacznie niższe niż w placówkach prywatnych.
Na podobnych zasadach fundacja otworzyła też wspólnie z gminą kilka nowych przedszkoli.
– Moim największym celem na przyszłość jest nauczenie młodych ludzi z Wałbrzycha przedsiębiorczości. Rozumiem ją jako wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Żeby dzieci wiedziały, czym jest inicjatywa, działanie, ale też bezpieczeństwo, gdzie się udać z problemami. Nadal jesteśmy miastem trochę robotniczym. Brakuje centrów usług biznesowych, osoby kończące studia odpływają z rynku, gdy nie znajdują dla siebie oferty pracy. Ja jestem lokalną patriotką i nie wyobrażam sobie życia i pracy gdzie indziej. Dlatego myślę, że potrzebujemy właśnie takiej pracy u podstaw i to powolutku będzie się zmieniało. Przekonuje mnie ta wizja, by zacząć od najmłodszej grupy ludzi – podsumowuje Kruszyńska.
Widzieliśmy, że te nasze dzieci – przepraszam, bo to już dorośli ludzie – gdy kończą i opuszczają szkołę, to potem gdzieś znikają. Gdzie? My mówiliśmy, że żyją w „cieniu życia społecznego". Czyli bez możliwości rozwoju zawodowego, bez dostępu do kultury i wszelkich innych ważnych aspektów życia. Mówiąc krótko, byli po prostu w domu – opowiada Jolanta Ceran, która od blisko 20 lat jest dyrektorką Zespołu Szkół Zawodowych Specjalnych w Wałbrzychu. Absolwentami szkoły są m.in. osoby z niepełnosprawnością intelektualną, ruchową, słabowidzące.
Wspólnie z innymi nauczycielkami i nauczycielami ze szkoły w 2003 roku założyła więc Stowarzyszenie Dzieci i Rodzin Zasadniczej Szkoły Zawodowej Specjalnej, którego jest prezeską. Kilka lat później wybudowali dla nich Zakład Aktywności Zawodowej – Zakład Usługowy „Nadzieja", świadczący usługi pralnicze i sprzątalnicze. Osoby z niepełnosprawnościami mogą tu przygotować się do wypłynięcia na otwarty rynek pracy. – Pomagamy w tej drodze do całkowicie niezależnego lub częściowo samodzielnego funkcjonowania. I jeżeli uda nam się przeprowadzić choć jedną czy dwie osoby, to jakby uratować jakąś część świata – Jolanta Ceran mówi zawsze w liczbie mnogiej. – Pracujemy, świadczymy usługi, pierzemy i sprzątamy.
Wylicza, że w Polsce jest dziś 127 zakładów aktywności zawodowej, a na Dolnym Śląsku osiem. Jednak gdy zaczynali, w 2006 roku, było to myślenie prekursorskie, musieli przekonywać do pomysłu wiele instytucji. – I nie do końca byliśmy postrzegani pozytywnie – przyznaje prezeska.
Dziś 35 osób – kobiet i mężczyzn – zyskało już pełną lub znaczną niezależność. Dojeżdżają codziennie do pracy w firmach Ikea, Amazon, KlarSystem czy w firmie cateringowej.
Pierwszym celem stowarzyszenia było jednak stworzenie miejsca, w którym absolwenci szkoły mogliby doskonalić umiejętności życiowe, zawodowe i społeczne. To tzw. warsztaty terapii zajęciowej (WTZ). – Postanowiliśmy dotrzeć z tym działaniem do naszych byłych wychowanków i starszych niepełnosprawnych osób, o których wiedzieliśmy, że przebywają w domach. Podzieliliśmy się na grupy, zaczęliśmy jeździć, pukać do drzwi. Otwierali rodzice – opowiada Ceran. – Automatycznie uśmiecham się ze łzami w oczach, gdy przypominam sobie ich twarze wtedy, ich emocje. My też mieliśmy obawy: zastanawialiśmy się, jak zostaniemy odebrani, czy ktokolwiek nam zaufa. Te ciepłe, głębokie więzi i relacje, jakie się z czasem wytworzyły, cały czas są z nami.
– 95 proc. czynności w administracji to czynności zbędne, tak zwane marnotrawstwa. Można je ograniczać i eliminować – mówi Mariola Kruszyńska. Jej fundacja prowadzi w Wałbrzychu szkolenia z „szukania marnotrawstwa" i wdrażania w pracy filozofii Kaizen, która, jak przekonuje, przydaje się potem w całym życiu. – Jeżeli rozpisujemy sobie wszystkie rzeczy i czynności, które robimy w ciągu dnia w pracy, np. ilu rzeczy szukamy i jak się rozpraszamy na rozmowach, to zostaje nam tylko niewielki ułamek czasu na czynności ważne. To dotyczy różnych zawodów. Na szkoleniach często powtarzam, że nie zabieram po pracy komputera do domu, i na weekendy też nie. Pracuję tylko w biurze, po czym idę do domu. Zmieniając pewne nawyki, małymi kroczkami dochodzimy do stanu bardziej pożądanego. Jeżeli ktoś przekona się do takiego myślenia i ograniczy się tylko do tego, co naprawdę ważne, to całe jego życie zmieni się z czasem – argumentuje prezeska.
Ostatnio jej fundacja prowadzi projekt dla młodzieży z wałbrzyskich szkół zawodowych, która z filozofią Kaizen i narzędziami lean zetknie się później pracując w polskich lub międzynarodowych fabrykach. Od 2006 roku realizuje szkolenia dla osób, które chcą założyć własną działalność gospodarczą. – Kobiety często powtarzają nam, że nie chcą prowadzić własnej firmy, bo wtedy będą musiały ogarniać i pracę, i dom. Proponujemy im, żeby powiedziały swoim mężom, partnerom, że teraz świat poszedł troszeczkę w innym kierunku, że teraz wszyscy pracują, każdy ma też prawo do swoich pasji, a dom jest wspólny i dzieci też są wspólne. To też taka praca u podstaw. I co ciekawe, okazuje się, że ci mężczyźni często też tak myślą, choć nigdy wcześniej nie mówili o tym głośno – opowiada Kruszyńska.
Dla chłopców z Ośrodka Socjoterapii wspólnie z Gminą Wałbrzych realizują już czwarty projekt pod tytułem „Młodzi Gniewni". Przy pierwszym wynajmowali im mieszkania poza ośrodkiem, gdzie rozpoczynali oni swój proces usamodzielniania się, staże i praktyki zawodowe. Z dwoma uczestnikami spotkali się w sądzie, ponieważ oddali ich fundacyjne laptopy do lombardu. Ale w tej grupie był też chłopak, który szybko nadgonił dwa lata w szkole, zdał maturę, poszedł na politechnikę i jego życie diametralnie się zmieniło. – Wiem, że nie zmienię wokół siebie wszystkich, ale dla tej jednej osoby warto – mówi prezeska. – Gdy spotykamy Chińczyka czy Japończyka, który buduje z cegieł mur i zapytamy go, co tworzy, to on odpowie, że buduje fabrykę albo że buduje most. A polski murarz odpowie: stawiam mur. Filozofia Kaizen uczy szerszego spojrzenia na rzeczywistość. Także tego, że w pracy każdy jest bardzo ważny i potrzebny, ponieważ razem tworzymy wspólną organizację czy społeczność, razem budujemy coś większego, choć każdy z nas przyczynia się to tego tylko w jakimś ułamku. Dla mnie najważniejsze jest, by nie poddawać się i szukać rozwiązań, nawet wtedy, gdy wydaje się, że ich nigdzie nie ma – podkreśla prezeska.
Na warsztaty terapii zajęciowej przy Zespole Szkół Zawodowych Specjalnych w Wałbrzychu uczęszcza obecnie 30 dorosłych osób z niepełnosprawnościami – bus dowozi ich codziennie na zajęcia i po 7 godzinach odwozi z powrotem. A w wałbrzyskim Zakładzie Aktywności Zawodowej – Zakładzie Usługowym „Nadzieja" pracują aktualnie 24 osoby z niepełnosprawnością umiarkowaną i znaczną. – Każdego dnia na podjeździe witają nas szerokimi uśmiechami. Cieszą się, że jeżdżą do pracy, że mają swoje środki finansowe i taką formę niezależności – mówi Jolanta Ceran.
Odbiorcami usług są m.in. hotele, pensjonaty, dom dziecka, dom seniorów, dom pomocy społecznej czy praktyka lekarza rodzinnego.
Gdy pytam o wypalenie zawodowe, o którym mówią często nauczyciele, prezeska stowarzyszenia odpowiada: – My w ogóle nie czujemy się wypaleni. Wszyscy jesteśmy otwarci, chętni i cieszymy się , że coś się dzieje i że możemy coś robić, zmieniać ten kawałek przestrzeni dla naszych uczniów. Kiedy po latach spotykamy się na kawie z ich rodzicami i słuchamy, jak sobie pięknie i już bardzo dojrzale radzą w tych potyczkach, jak każdego dnia dorastają, to jest to dla nas największa nagroda.
Przyznaje, że czasem gdy wyjeżdżają rano do pracy, ich też dopada proza życia: że chciałoby się jeszcze trochę pospać, albo gdy zmagają się z jakąś niemiłą sytuacją w życiu. – I wtedy witają nas piękne, promieniujące słońcem osoby, które podchodzą do nas i momentalnie wyczuwają nasze nastroje. Mówią „pani jest smutna", albo: „pani jest najpiękniejsza". To oni są naszymi terapeutami – opowiada prezeska.
Obecnie ich najważniejszym celem jest stworzenie w Wałbrzychu systemu mieszkalnictwa wspomaganego, czyli tzw. mieszkań chronionych dla niepełnosprawnych dorosłych. – Chodzi o to, by oni mogli poczuć się bardzo doniośle i dojrzale, np. sami decydować o tym, o której pójdą spać. Niektórzy rodzice mają dwoje dzieci i mówią nam o swoich troskach: „co będzie, gdy nas zabraknie", „starsza córka to sobie poradzi, ale ta młodsza to nie". Oczywiście, są domy pomocy społecznej, ale każdy rodzic chciałby szczęścia dla swojego dziecka i takiej samodzielności, jaka tylko jest możliwa – mówi prezeska.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze