W sprawie tragedii po interwencji policjantów w Grodziszczu najpierw świadkowie zarzucili funkcjonariuszom mataczenie, a teraz - jak dowiedziała się "Wyborcza" - biegli podważają ustalenia świdnickiej policji.
Policjant ze Strzegomia obezwładniał młodego mężczyznę po ataku epilepsji. "Zostałem rzucony na ziemię, głowę miałem przyciśniętą kolanem do asfaltu" - taką relację 20-latka ze Strzegomia opublikował w internecie kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga. Świdnicka komenda wyjaśnia incydent.
Policjanci ze Świebodzic twierdzili, że mężczyna na nich napadł, jego rodzina, że chciał popełnić samobójstwo, a on sam utrzymywał, że się bał i myślał, że policjanci to bandyci.
Gdy w czasie szarpaniny z policjantami 46-latek spod Świdnicy nagle stracił przytomność, funkcjonariusze natychmiast zaczęli jego reanimację - twierdziła od razu policja. Ale z relacji naocznych świadków zdarzenia wynika, że to nieprawda.
Policja ogłosiła, że mężczyzna, który zmarł po interwencji policji pod Świdnicą brutalnie pobił żonę, a potem stawiał opór funkcjonariuszom. "Wyborcza" dotarła do żony i siostry zmarłego. Mówią wprost: policja kłamie.
Do kolejnej śmierci po interwencji dolnośląskiej policji doszło w środę, 27 lipca, wieczorem. Policjanci ze Świdnicy pojechali do zgłoszonej awantury domowej. Po zastosowaniu pałki i miotacza gazu pieprzowego zmarł 46-letni mężczyzna.
Dwie kobiety - 28-letnią oraz 22-letnią, a także 52-letniego mężczyznę zatrzymali wałbrzyscy policjanci. Za kradzieże grozi im do 5 lat więzienia.
Copyright © Agora SA